Ustawa „przedszkolna”, czyli co dalej z zajęciami dodatkowymi?

Na początku roku przedszkolnego rodzice usłyszeli, że ze względu na nowe przepisy z przedszkoli znikną dodatkowe zajęcia. Zmiana wywołała falę protestów. Rodzice piszą petycje i poszukują metod obejścia prawa. O chodzi w tym sporze pomiędzy MEN a rodzicami?
/ 04.10.2013 11:52

Według nowej ustawy „przedszkolnej” (ustawa o systemie oświaty z 13 czerwca 2013 r.), za godzinę pobytu dziecka w przedszkolu nie można zapłacić więcej niż 1 zł za każdą dodatkową godzinę ponad minimalne 5 bezpłatnych godzin. Zdaniem kierownictwa przedszkoli i rodziców takie zasady uniemożliwiają organizowanie lekcji prowadzonych przez specjalistów spoza kadry przedszkola.

Kierownictwo przedszkoli, samorządy i podmioty świadczące usługi edukacyjne starały się znaleźć rozwiązanie, które pozwoli obejść restrykcyjne przepisy. Rodzice mieli podpisywać umowę z firmą zewnętrzną, przedszkole – wynajmować jej pomieszczenie i nie pobierać opłat za czas spędzony przez dzieci na angielskim czy karate. Kiedy już wszyscy cieszyli się z takiego konsensusu, Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło, że dozwolone są tylko rozwiązania w ramach „złotówki”, tj. przedszkola mogą rozszerzać swoją ofertę zajęć o tzw. zajęcia dodatkowe (np. naukę języka obcego, szachy, garncarstwo czy taniec towarzyski), jednak opłaty dla rodziców za przedszkole nie mogą być z tego tytułu wyższe.

Wyrównanie szans – czy rzeczywiście tak jest?

Według MEN, celem wprowadzenia nowych przepisów jest ujednolicenie szans „na starcie”. Wszystkie dzieci mają mieć darmowy dostęp do tych samych zajęć, niezależnie od zasobności portfela rodziców. Ustawa pozwala realizować te założenia – niestety, wskutek niedofinansowania samorządów, liczbą i jakością aktywności równa się w dół. Dodatkowe lekcje mogą być prowadzone tylko w zakresie, na jaki pozwalają kompetencje przedszkolanek. I choć na pewno są one wykwalifikowane, to konieczność ograniczenia oferty przedszkola do tego, co potrafią, w naturalny sposób zmniejsza różnorodność zajęć. Zdaniem ministerstwa, kierownictwo przedszkoli może zatrudniać nauczycieli posiadających kompetencje do prowadzenia dodatkowych zajęć bez konieczności ponoszenia większych opłat, ewentualnie mogą zatrudniać firmy zewnętrzne, ale koszty muszą ponieść samorządy.

Zastanówmy się więc, czy dzieciom są potrzebne dodatkowe zajęcia? Zdaniem Agnieszki Godlewskiej-Wawrzyniak, prowadzącej zajęcia z angielskiego dla najmłodszych w Helen Doron, tak. – Kiedy dostarczamy maluchom zróżnicowanych, pozytywnych wrażeń, wzmacniamy ich umiejętności poznawcze i lepiej przygotowujemy je do szkolnych wyzwań. W kontekście porozumiewania się językami obcymi, wczesny kontakt jest istotny również ze względu na zmysł słuchu. Najintensywniej rozwija się on do 7. roku życia. Trudno potem nadrobić stracony czas – tłumaczy.

Warto wiedzieć: Jak rozwijać zainteresowania dziecka?

Rodzice chcą dodatkowych zajęć

Rodzice świadomi tego, że dzięki ponadprogramowym aktywnościom dzieci mogą osiągnąć pełnię swojego potencjału, buntują się i zapowiadają walkę o możliwość decydowania o edukacji swoich pociech. Główny ośrodek sprzeciwu wobec nowych przepisów stanowi zrzeszająca niemal 18 tys. osób facebookowa grupa „Zajęcia dodatkowe w przedszkolach? Jestem na TAK”. Jej członkowie zebrali pod petycją do Ministerstwa blisko 20 tys. podpisów. Domagają się w niej zezwolenia na organizację zajęć na dotychczasowych zasadach. Szeroko komentują również obecną sytuację.

– W naszym przedszkolu stoi pianino, przy którym kolejne roczniki dzieci uczyły się śpiewać i tańczyć, z fajną, zaangażowaną rytmiczką. Teraz pianino kurzy się i rozstraja. Żadna nauczycielka nie umie na nim grać. Jaki jest tego sens? – pyta pani Antonina w serwisie natemat.pl. I dodaje: – Idąc tym tropem, skoro nie wszystkie dzieci mają miejsce w państwowym przedszkolu, proponuję zamknąć przedszkola w ogóle, celem wyrównania szans. Choć nic nie zapowiada tak drastycznych rozwiązań, i bez tego nowelizacja ustawy oświatowej wywołała gospodarcze perturbacje.

Cios w branżę edukacji

Według zaprezentowanych na stronie protestującej społeczności szacunków, można przyjąć, że wskutek nowych przepisów pracę straci nawet 20 tysięcy osób współpracujących z przedszkolami, przy zajęciach dodatkowych. Szczególnie dotkliwie nowelizację ustawy odczuli ci, których jednoosobowa działalność gospodarcza opierała się na ponadprogramowych przedszkolnych aktywnościach. – W czerwcu umawiałam się z dyrektorką na zajęcia od września, a we wrześniu okazało się, że nic z tego bo jakieś nowe przepisy. Do tej pory jestem w szoku! Poświęciłam 20 lat swojego życia edukacji przedszkolnej. Pani minister zwolniła mnie z dnia na dzień! – pisze pod petycją do ministerstwa rozgoryczona pani Ela. – Prowadziłem 10 lat zajęcia, a teraz nie mogę tego robić – skarży się w tym samym portalu pan Marcin, nauczyciel dodatkowej plastyki.

Doprowadzenie przez MEN do takiej sytuacji bardzo dziwi w kontekście wcześniejszych wypowiedzi jego przedstawicieli. Nowelizacja ustawy oświatowej miała według nich nie mieć żadnego wpływu na gospodarkę i rynek pracy. Minister edukacji Krystyna Szumilas mówiła też w wywiadzie dotyczącym perspektyw dla zwalnianych nauczycieli, że „będzie więcej miejsc pracy w przedszkolach”. Tymczasem, zamyka się przed nimi jedną z możliwości pedagogicznej działalności zawodowej.

I co dalej?

Rodzice nie odpuszczają, NIK zapowiada kontrolę w przedszkolach i coraz głośniej mówi się o możliwości naruszenia przez ministerialne interpretacje konstytucyjnej zasady równości. Sytuacja jest niepewna od niemal miesiąca i nic nie wskazuje na to, by miała się wkrótce wyklarować. Czy ministerstwo ugnie się pod presją opinii publicznej? Jaką opinie na temat jakości opieki przedszkolnej wydadzą organy kontrolne? Czas pokaże. A na razie maluchy tracą kolejne tygodnie zajęć, a podmioty świadczące usługi edukacyjne możliwość wypracowania przychodów.

Polecamy: Kursy językowe dla dzieci – jak wybrać szkołę językową dla dziecka?

Źródło: udostępnione przez inplusPR/ mk

Redakcja poleca

REKLAMA